Miało być zwolnienie lekarskie, a był ślub i wesele w najlepsze. Gdy szef przyłapał swoje pracownice na "chorobowym" w mediach społecznościowych, zamiast dyscyplinarki zafundował im publiczny lincz. Jego zemsta rozpętała w sieci prawdziwą wojnę o to, kto w tej historii jest czarnym charakterem – pracownice na "lewym L4" czy pracodawca-sędzia.
Zamiast w łóżku, na weselnym parkiecie. Szef zdemaskował pracownice
Wszystko zaczęło się w firmie Drukarnia Welin w podpoznańskim Stęszewie. Gdy dwie kluczowe pracownice z działu obsługi klienta niemal jednocześnie poszły na długoterminowe zwolnienie lekarskie, w biurze zapanował chaos. Pracodawca długo nie musiał szukać odpowiedzi na pytanie, co tak nagle podkosiło zdrowie jego podwładnych. Znalazł ją tam, gdzie dziś znajduje się wszystko – w mediach społecznościowych.
Okazało się, że "choroba" miała wyjątkowo uroczysty charakter. Jedna z pracownic, zamiast kurować się w domu, stawała właśnie na ślubnym kobiercu. Druga, również oficjalnie walcząca z ciężką chorobą, bawiła się na tym samym weselu jako gość. Dla szefa miarka się przebrała. Postanowił nie tylko wyciągnąć konsekwencje, ale i publicznie napiętnować nieuczciwość. Na firmowym profilu na Facebooku pojawił się wpis ze zdjęciem uśmiechniętych pań z wesela.
Wpis był krótki, ale jego treść nie pozostawiała złudzeń. Pracodawca wbił szpilę z precyzją chirurga, od razu informując o potencjalnych problemach z ZUS.
Wreszcie wiemy, po co naszym pracownicom z działu obsługi było potrzebne długoterminowe L4! Co zakłóciło pracę biura. Życzymy szczęścia w walce z ZUS za 'lewe' L4
facebook.com/DrukarniaWelin
Internet zawrzał. "Samozaoranie firmy" kontra "tępić cwaniactwo"
Reakcja internautów była natychmiastowa i wybuchowa. Post w mgnieniu oka stał się viralem, a pod nim rozpętało się prawdziwe piekło. Pierwsza fala komentarzy zalała firmę falą krytyki, oskarżając ją o publiczny lincz i pranie brudów na oczach wszystkich. Większość nie zostawiła na pracodawcy suchej nitki za szykanowanie pracowników.
Podłość. Jak można tak publicznie szykanować swoich pracowników?
Jeżeli tak traktujecie swoich pracowników, to nie chce sprawdzać jak traktujecie klientów. W tym momencie pokazaliście jaka jesteście firmą oraz czego można się po was spodziewać
Zobacz także: Córka Jacka Kurskiego wzięła ślub. Jej suknia to istne szaleństwo. Dekolt przyciągał wszystkie spojrzenia [dużo zdjęć]
Szybko jednak pojawiła się druga strona barykady. W obronie szefa stanęli ci, którzy mają dość "plagi lewych L4".
I bardzo dobrze zrobił! Może w końcu skończy się to cwaniactwo.
Popieram w 100%, oszustwo trzeba piętnować.
Gdyby były uczciwe, nie byłoby tematu
– pisali zwolennicy radykalnych rozwiązań, chwaląc odwagę pracodawcy w walce z nadużyciem L4.
Drukarnia, zamiast załagodzić sytuację, dolała oliwy do ognia, publikując w odpowiedzi na krytykę... cytat z Napoleona Bonaparte. Ten kuriozalny ruch został odebrany jednoznacznie jako pasywno-agresywna "zachęta do wojny". Ostatecznie jednak szefostwo najwyraźniej zrozumiało, że tę bitwę przegrywa, bo kontrowersyjny post zniknął z sieci.
Kto ma rację w tym sporze? Prawo jest bezlitosne
No dobrze, ale czy wesele – zwłaszcza własne – to dobra kuracja na chorobę? Prawo pracy nie jest może podręcznikiem medycyny, ale jasno mówi, że L4 to czas na powrót do zdrowia. Tańczenie poloneza i krojenie tortu weselnego raczej nie przyspieszają rekonwalescencji po, dajmy na to, zapaleniu płuc. Decyzja o tym, czy zwolnienie było wykorzystywane prawidłowo, należy jednak wyłącznie do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Z drugiej strony mamy pracodawcę, który postanowił zostać sędzią i katem w jednej osobie. I tu zaczynają się schody, bo jego publiczny samosąd mógł być o wiele poważniejszym złamaniem prawa. Prawnicy nie mają wątpliwości: publikowanie wizerunku pracowników bez ich zgody to potencjalne naruszenie dóbr osobistych i przepisów o ochronie danych. Krótko mówiąc: pracodawca, mszcząc się, sam mógł złamać prawo, a jego internetowa wendeta może go drogo kosztować.
Zobacz także: Patrycja Markowska pokazała zdjęcia ze ślubu i wyznała prawdę o mężu. "Z każdym dniem jestem coraz bardziej zakochana"
Koniec zabawy. Co grozi pracownicom, a co pracodawcy?
Koniec końców, dla pracownic ta impreza może skończyć się potężnym kacem finansowym i zawodowym. Jeśli kontrola ZUS, która uwielbia tropić takie przypadki w social mediach, uzna wesele za cudowne ozdrowienie, panie nie tylko stracą zasiłek, ale mogą też pożegnać się z pracą zwolnieniem dyscyplinarnym. Statystyki są nieubłagane – tylko w 2024 roku ZUS wstrzymał wypłaty na kwotę ponad 52 milionów złotych.
W tej internetowej wojnie nikt nie wygrał. Pracownice straciły twarz, a pracodawca pokazał, że bliżej mu do internetowego trolla niż profesjonalnego menedżera. Jedyny, kto może się cieszyć, to ZUS, który właśnie dostał na tacy gotowy przypadek do kontroli.